Króciótka historyjka z (nie)codziennego życia pewnego prawnika i pięknej kobiety.
Myślałem że obudzę się w fatalnym humorze.
Jak zwykle otworzyłem oczy i zmróżyłem je od razu przed oślepiającym blaskiem słońca. Szybkim ruchem odrzuciłem kołdrę, jednak nie spadała całkowicie na podłogę, jak miała w zwyczaju. Coś ją powstrzymywało, a raczej ktoś. Nie zwróciłem uwagi na taki szczegół, ponieważ przygotowywałem już papiery do prowadzenia dzisiejszej rozprawy w sądzie, którą miałem zamiar wygrać.
Przebrałem szybko bokserki i włożyłem czarny garnitur z dodatkami niezidentyfikowanego odcienia zieleni.
Zaledwie kilkoma krokami przebyłem odległość między sypialnią, a kuchnią. Postawiłem wodę na kawę. Zaliczyłem poranną toaletę, pozostawiając trzydniowy zarost. Wróciłem by zaparzyć kawę :słodzona dla mnie i mocna nierozpuszczalna dla niej.
Wlałem w swoje ciało codzienną dawkę kofeiny i cukru.
Następnie, chwyciwszy drugi kubek, przeszedłem znów do sypialni. Stanąłem tuż przed łóżkiem. Ostatnio nie przestawiałem żadnego mebla, nie kupiłem nowych magazynów motoryzacyjnych, jedyne zmiany zachodzące w mieszkaniu dotyczyły szafy i łóżka, a obecnie w nim znajdowała się kolejna kobieta. Było ich tu już wiele, ale każda lądowała w ramionach innego, muskularnejszego mężczyzny za progiem moich drzwi.
Więc dlaczego stoję teraz przed tą "jedną z wielu", z kubkiem aromatycznej kawy
i złotym pierścionkiem z brylantem w ręce, zastanawiając się jak zadać tak oczywiste pytanie?
Nachyliłem się nad lawiną loków, odsłaniając nieskazitelnie piękną twarz.
Powoli otworzyła powieki ukazując ciemno czekoladowe tęczówki. Uśmiechnęła się do mnie, zachęcając do zabawy w chowanego pod kołdrą, jednak ja popatrzyłem się na nią z czułością i podałem aromatyczny kubek.
-Mocna, nierozpuszczana. Taka jaką lubisz.- pocałowałem ją, na co się skrzywiła.
-Blee... Piłeś słodzoną. - nienawidziła słodyczy, a ja wręcz przeciwnie. Pocałowałem ją raz jeszcze, jednak bardziej namiętnie.
- Dzisiaj wrócę później, bo z kumplami oblewamy kolejną wygraną sprawę.
- A skąd wiesz, że wygrasz?
- Skarbie, ja zawsze wygrywam. Nie bez powodów jestem w tym najlepszy.
- Nie tylko w tym...- znów jej figlarny uśmiech kusząco zapraszał mnie do grzeszenia.
Zerknąłem na zegarek. Czas się zbierać. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, po czym stojąc w drzwiach przypomniałem sobie o pewnym ważnym szczególe. Wsadziłem rękę do kieszeni szukając małego owalnego przedmiotu.
- Byłbym zapomniał!- chwyciłem jej prawą dłoń i wsunąłem na serdeczny palec pierścionek. Patrzyła na mnie zaskoczona.- Wyjdziesz za mnie?- zapytałem jak gdybym prosił o podanie szklanki wody.Uśmiechnęła się chytrze.
- Wiedziałam, że nie lubisz robić czegoś okazjonalnie, ale nie sądziłam, że propozycje spędzenia reszty życia razem, wypowiesz, jak zapytanie o godzinę?- przy wypowiedzeniu ostatnich słów łzy płynęły jej po policzkach. Nie wiedziałem co powiedzieć.- Oczywiście, że za ciebie wyjdę!- rzuciła mi się na szyję plamiąc przy tym marynarkę swoimi łzami.
- No już. Koniec, bo inaczej się spóźnię.- pocałowałem ją na pożegnanie i zbiegłem po schodach na parter do wyjścia.
W codziennym korku ulicznym, zastanawiałem się, czy dzisiaj znów
pobije rekord w piciu tequili, czy może zostanę Mr. Mokrego Podkoszulka. Żółwim tempem ruszyłem w stronę kancelarii, przypominając sobie jednak, że w mieszkaniu czeka na mnie kobieta, z którą od dziś, będę dzielić swoje życie. " To był zdecydowanie normalny poranek" pomyślałem uśmiechając się ironicznie do samego siebie.
No comments:
Post a Comment